Jesień, jesień złota, polska, słoneczna, liście opadają, a wiatr staje się bardziej intensywny. Taka aura sprzyja mym najgłębszym przemyśleniom.
Tak więc wybierając się na spacer zauważyłam, że wszystko ma swój koniec i początek. Zaraz, ale czy na pewno? Drzewa gubią liście, obumierają na pewnien czas, a z dniem wiosny odżywają...
Tak więc stałam w alei dębów, jedyne pytanie jakie przychodziło mi do głowy to, ile te drzewa mają lat? Ile razy już ich liście opadały i się rodziły...?
Jadnak tak rozmyślając nad rzeczą banalną uświadomiłam sobie, ile te drzewa widziały. II wojna światowa, zabójstwa, morderstwa, płacz... randki, pary przytulone do siebie i samotnych wędrowców.
Gdzie są Ci ludzie? Ich marzenia, myśli, uczucia. Nie ma już ich. Drzewa te najstarsze zostały, jednak wszystko się zmieniło.
Po powrocie do domu musiałam dokończyć
"Kamienie na szaniec", chyba tej książki nie muszę opisywać. Główni
bohaterowie zginęli dla Polski, dla nas, a dzisiaj przewodnim mottem ludzi jest chamstwo.
Gdzie jest Alek, Rudy, Zośka? Czy przeminęli na zawsze? I tutaj stwierdziłam, że nie. Nie chodzi mi o ich myśli, pamiętniki, byli trochę starsi ode mnie i ... mnie też kiedyś nie będzie? Nie, na pewno nie,
bo przecież musi to mieć sens, inaczej byłoby monotonnym początkiem i końcem. Tylko ta myśl mnie uspokoiła.
***
ilustracja zapożyczona z internetu.
Mój blog jest typowo o refleksjach, przemyśleniach i nurtujących pytaniach ;). Zachęcam do czytania, będę bardzo wdzięczna jeżeli ktoś mnie zrozumie. I wolałabym, żeby były dwa komentarze na temat, niż 5 od rzeczy ;).